Każdy z nas w wolnych chwilach lubi połączyć przyjemne z pożytecznym. W taki właśnie sposób, rodzinna wycieczka może stać się kluczem do rozwikłania przypadkowo napotkanych zagadek historycznych. Tak było i tym razem…
Wyprawa nad zalew w Radkowie zwieńczona została spacerem po centrum tej interesującej miejscowości. Co prawda pod względem urbanistycznym, miasto to nie bije rekordów w statystykach, ale za to stojąc przed renesansowym ratuszem z 1545 roku, na naszych oczach magia, chwytając czas za wskazówki, stara się powstrzymać jego nieubłaganą naturę. Powoli z zakamarków, urzekając swoją architekturą, wyłaniają się dwa kościoły: św. Doroty z XVI w. oraz poewangelicki – pomocniczy św. Andrzeja z 1905 roku. W starych zabytkowych kamienicach z ulic B. Chrobrego, Jagiellońskiej i Grunwaldzkiej historia wciąż przegląda się w lustrach, niczym dziewiętnastowieczna zalotnica. Serce cieszy również fakt, że i sami mieszkańcy, zarówno byli jak i obecni, nie zapominają o urokach swojego miasta, popularyzując je choćby w internecie, na stronach serwisów takich jak wrocławski Hydral (link), czy też lokalnej stronie gminy Radków.
Naszą uwagę przykuwa tajemniczy budynek, który jak się wkrótce okazało, nie podzielił losu pozostałych miejskich zabytków, dumnie broniąc dostępu do kart swojej własnej historii. Mowa o byłym, starym szpitalu przy ulicy Parkowej/Szpitalnej (niegdyś Grabenstrasse). Obiekt prezentuje się bardzo okazale i od razu zachęca do sfotografowania. Sądząc po zgromadzonych wokół materiałach budowlanych oraz rozłożonym rusztowaniu, to już ostatnie jego chwile w obecnym stanie. Śmiało więc wykonujemy kilka pamiątkowych zdjęć.
Po powrocie z wycieczki przychodzi czas na analizę zebranych informacji w siedzibie towarzystwa. Pozyskanie dodatkowej wiedzy na temat tego ciekawego obiektu zaczynamy od poszukiwania starych fotografii na Hydralu – niestety bez rezultatu. Jedynym śladem istnienia budynku w internecie, są prywatne blogi fotograficzne, na których znajdujemy kilka aktualnych zdjęć budynku. Wracamy więc do punktu wyjścia…
Mimo, iż uważamy internet za największy wynalazek naszej epoki, to jednak traktujemy go wyłącznie jako wstępne źródło informacji. Z pomocą przychodzi nam Pan Marek Bednarczyk, asystent ds. realizacji projektów przy Urzędzie Miasta i Gminy Radków. Po przeprowadzonej, bardzo rzeczowej i miłej rozmowie, przesyła nam skan fragmentu książki Tadeusza Biedy, opowiadający historię tego zagadkowego obiektu. Z tekstu dowiadujemy się, że dawniej był to miejski szpital zakaźny im. Odona Bujwida, a potem zakład opiekuńczo-leczniczy. Jego budowę rozpoczęto w 1892 roku z inicjatywy ówczesnego proboszcza Franciszka Urbana. Do wojny zarządzała nim fundacja kościelna. Budynkiem opiekowały się kolejno siostry ze zgromadzenia Genossenschaft der Krankenschwestern oraz Franciszkanki. Po wojnie zaadoptowała go polska służba zdrowia. Z książki dowiadujemy się również o bogato zdobionej kapliczce, mieszczącej się w wewnątrz budynku. Zdobią ją freski Ryszarda Richtera z Kłodzka i litografie Martina Rommela ze Stuttgartu, ufundowane, jak podaje autor, przez rodzinę Fickert (Gustava, Bruno i Berthe). Na tym niestety kończy się krótki opis.
Wydawałoby się, że to koniec niespodzianek, tym czasem uważna analiza jednego z posiadanych zdjęć ujawnia kolejną zagadkę. Zdjęcie zachodniej części obiektu pokazuje jedno z bocznych wejść. Nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby nie zdobiący je portal… z elementami symboli używanych przez wolnomularzy! Skąd takie symbole na budowli, która powstała z inicjatywy kościelnej i aż do teraz nie była w prywatnym posiadaniu? Czyżby w budynku mogła mieścić się loża masońska!?
Cóż, nasza wiedza w temacie dotyczącym zwyczajów masonerii jest dość skromna, opiera się jedynie na przeczytaniu kilku ogólnodostępnych publikacji. Siłą naszego towarzystwa są przede wszystkim ludzie – rozległe kontakty pozyskane dzięki współpracy z osobami nietuzinkowymi, fascynatami, wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach. Tym razem pomocną dłoń wyciągnął dr. Rafał Brzeziński, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej i Bielawskiej Placówki Muzealnej. To on skierował nas do człowieka, który w Polsce o masonerii wie wszystko. W ten sposób mieliśmy zaszczyt poznać Pana dr. Norberta Wójtowicza, laureata „Złotego Pióra” – wyróżnienia przyznawanego przez prestiżowy magazyn „Wolnomularz Polski”, wybitnego znawcę kultury masońskiej, pracownika Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu.
Po kilku wyczerpujących rozmowach telefonicznych i wymianie danych, otrzymaliśmy solidną porcję rzetelnych informacji na temat symboliki stosowanej w architekturze wolnomularskiej. Okazało się, że analiza wyglądu szpitala wskazuje na kilka elementów mogących sugerować związek omawianego obiektu z masonami:
– portal nad wejściem zdobiony cyrklem i węgielnicą, które skrzyżowane stanowią niejako najbardziej rozpoznawalny „znak markowy” ruchu wolnomularskiego,
– wejście z portalem ulokowane od strony zachodniej (mimo, że nie jest wejściem głównym do budynku, tylko na nim występują wspomniane wcześniej symbole), a więc zgodnie z wymogiem zorientowania geograficznego istniejącego w przypadku świątyń wolnomularskich,
– wewnętrzna kapliczka znajdująca się na wschodniej ścianie budowli, zgodnie ze wspomnianą orientacją geograficzną świątyń wolnomularskich, gdzie strona ołtarza znajduje się na wschodniej stronie świątyni,
– trzy duże witraże wpuszczające światło do kapliczki, mogące mieć związek z istotną dla wolnomularzy symboliką liczby trzy,
– marmurowy sześcian wpasowany w ołtarz, mogący stanowić nawiązanie do pojawiającego się w lożach kamienia kubicznego.
Wyglądało to bardzo pięknie, ale dr.Wójtowicz dorzucił zaraz do tej beczki miodu także łyżkę dziegciu podkreślając, iż jest równie prawdopodobne, że wspomniane fakty nie mają związku z ruchem masonów. Motyw cyrkla i węgielnicy pojawiał się niejednokrotnie na budowlach nie mających związku z wolnomularstwem, a zorientowanie geograficzne kapliczki jest charakterystyczne również dla świątyń chrześcijańskich, gdzie ołtarze umieszczane są we wschodniej części kościołów. Jak zaznaczył nasz ekspert, symbole używane przez wolnomularzy miały bardzo subtelny wydźwięk. Ich rolą była wszechobecna dwuznaczność, dzięki której doskonale komponowały się z otaczającą je rzeczywistością. Ponadto w dostępnych źródłach, brak udokumentowanych wzmianek o działaniu w tym regionie loży masońskiej, podważa możliwość jej istnienia w tym obiekcie. Mimo to ekspert pozostał daleki od wydania jednoznacznego osądu całej sprawie. Wskazał na fakt, iż znalezione przez nas ślady nie pozwalają na potwierdzenie tezy o związkach budynku z wolnomularstwem, choć równocześnie zaznaczył uczciwie, że nie ma dowodu pozwalającego w sposób definitywny taką tezę obalić. Wszystko to tylko podkreśla złożoność podejmowanej przez niego tematyki i trudność analizy wielu faktów historycznych.
Nic nie wskazywało na rozwiązanie tej ciekawostki, podsycając w nas jedynie głód wiedzy. Kolejna nie rozwiązana zagadka …nic bardziej mylnego! Pozyskane od zaprzyjaźnionego „budowlańca”, zdjęcia ze środka kapliczki okazują się być kluczem do zrozumienia zagadki. Na jednym z trzech witraży, pośród wymienionych wcześniej przez Tadeusza Biedę fundatorów znajduje się tajemnicza organizacja Gesellenverein – klub rzemieślników. Jak wspominał nasz wcześniejszy rozmówca dr. Norbert Wójtowicz, oprócz wolnomularstwa istniało wiele towarzystw, zrzeszeń nań wzorowanych. Niejednokrotnie czerpały one wiedzę oraz pomysły z ideologii masońskiej, często wykorzystując przy tym tą samą symbolikę, a nawet posiadały podobne struktury organizacyjne.
Kluby rzemieślników były stowarzyszeniami zrzeszającymi niezależnych rzemieślników, tworzone na zasadach działalności zawodowej, w celu wspierania rozwoju zawodowego oraz wsparcia społecznego. Rezultatem ich działań były wybudowane liczne hospicja czeladnicze. Bardzo często pojawia się określenie katolicki klub rzemieślników, co podkreśla ich związek z instytucjami kościelnymi. Pierwszy taki klub powstał w 1846 roku w Elberfeld, jego założycielem był nauczyciel Johann Gregor Breuer.
Nieoczekiwanie dostrzegamy związek między organizacją Gesellenverein, a tajemniczymi symbolami. Węgielnica i cyrkiel – atrybuty rzemieślników, są symbolami samymi w sobie. Przestaje dziwić fakt związku budowli z fundacjami kościelnymi, a oczywistą staje się funkcja społeczna jaką niegdyś pełniła. Gdy do tego wszystkiego dodamy fakt istnienia wielu towarzystw wzorowanych na wolnomularstwie… Wszystko staje się jasne.
Tym samym dobiega końca kolejna przygoda z historią. Znalezione przez nas podczas niedzielnego spaceru symbole „masońskie”, ukrywają historię zupełnie innej organizacji, mającej również niemały wpływ na życie ówczesnych mieszkańców miasta. I tak oto wszystko ułożyło się w logiczną całość, kolejne elementy zaczęły do siebie pasować, ukazując prawdziwą historię ciekawej budowli.
Dziękujemy Państwu za lekturę niniejszego artykułu. Jak widać jedynie wytrwałe i żmudne dążenie do poznania prawdy można nazwać mianem odkrywania prawdziwej historii. Wszystkie inne sposoby, jakże popularne dzięki swojej przebojowości, tworzą wyłącznie niepotwierdzone mity i legendy… Magia historii czeka na nas na każdym kroku… spacerując po naszych rodzimych miastach i miasteczkach, zwróćmy uwagę na tajemnice spoglądające na nas z miejsc, obok których, w pośpiechu dnia codziennego, przechodzimy zazwyczaj obojętnie. Poświęćmy im chwilę zastanowienia, nie zapominajmy o nich!
Zachęcamy Czytelników do wspólnych rozmów w gronie znajomych, przyjaciół o miejscach, które stanowią Państwa najbliższe otoczenie. Być może zechcą się Państwo podzielić swoimi obserwacjami- zachęcamy do kontaktu z nami. Nawet jeśli nie będziemy znali odpowiedzi na zadane pytanie, na pewno nie ugniemy się przed trudem dotarcia do prawdy, by móc Państwu na nie odpowiedzieć.