Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Od ponad roku, media oraz biznesmeni ze spółki XYZ odtwarzają bez końca legendę o „złotym pociągu”. Obie strony czynią to jednak wyłącznie z chęci zysku, wyjaśnimy tę kwestię w poniższym wpisie. Dla obserwatorów tematu „złotego pociągu” staje się coraz bardziej oczywiste, że jest to poszukiwawcza klapa stulecia lub bardziej adekwatnie można określić to jako poszukiwawczą mistyfikacją stulecia. Wspaniały rok promocji Wałbrzycha, jako tajemniczego miasta skrywającego „złoty pociąg”, powoli się kończy, zastąpi go niedługo fala krytycznych komentarzy. Pierwsze oznaki tego zjawiska można było już zaobserwować w ubiegłą niedzielę oglądając reportaż niemieckiej stacji telewizyjnej o wynikach poszukiwań „złotego pociągu”. Mądre przysłowie mówi: kto sieje wiatr ten zbiera burzę. Historia „złotego pociągi” to idealny temat na doktorat z psychologii, pokazuje ona, jak zdrowy rozsądek przegrywa z utopijnymi marzeniami. Media oraz biznesmeni ze spółki XYZ do tego stopnia zmanipulowali przestrzeń publiczną, że niewiele osób zadało sobie trud dociekania prawdy.
Rok temu, tuż po opublikowaniu w mediach informacji o sensacyjnym odkryciu pociągu pancernego w Wałbrzychu, Dolnośląskie Towarzystwo Historyczne wydało oświadczenie, w którym jednoznacznie stwierdziliśmy, że w tym miejscu nie było i nie może być żadnego pociągu (link do pełnej treści). Cały świat oszalał na punkcie złotego pociągu a do Wałbrzycha przyjechały ekipy telewizyjne z każdego zakątka globu. Media prześcigały się w różnych fantastycznych domysłach, co takiego mógł ten pociąg przewozić: złoto, precjoza, prototypy cudownej broni Hitlera, tajne archiwa, itp. Nasza reakcja, w sierpniu 2015 roku, była wyraźnie w sprzeczności wobec ogólnoświatowego szumu medialnego, zdecydowanie płynęliśmy pod prąd. Na różnych branżowych forach dyskusyjnych członkowie Dolnośląskiego Towarzystwa Historycznego byli wyszydzani jako zazdrośnicy, którzy chcą zdeprecjonować „odkrycia” biznesmenów ze spółki XYZ. Przytaczanie tych negatywnych wypowiedzi nie ma dziś sensu ale warto wymienić osoby, które najwybitniej w tym procederze uczestniczyły: Maciej Mazur – współpracownik biznesmenów ze spółki XYZ oraz prezes Stowarzyszenia Dolnośląska Grupa Badawcza – Tomasz Jurek. Byłoby nam miło, przyjąć teraz przeprosiny, ale nie do tego celu służy ten artykuł. W tamtym czasie media okrzyknęły Piotra Kopra oraz Andreasa Richtera mianem „odkrywców złotego pociągu”. Jednocześnie, „odkrywcy” – biznesmeni zostali wyrzuceni ze Stowarzyszenia Dolnośląska Grupa Badawcza (link) przez prezesa Tomasza Jurka. Jako główny powód wyrzucenia ze stowarzyszenia podano przywłaszczenie dorobku badawczego grupy, w tym odkryć dokonanych przez ówczesnego członka SDGB – Tadeusza Słowikowskiego. Biznesmeni ze spółki XYZ zawłaszczyli sobie zatem legendę o ukrytym pociągu a następnie anonimowo zgłosili swoje „odkrycie” do organów państwowych, ukrywając się pod osłoną kancelarii prawnej. Mówiąc wprost: postąpili oni niegodnie wobec swoich kolegów. Nie jest przypadkowe to, że zgłoszenie nastąpiło tuż po zmianie przepisów mówiących o gwarantowanej wypłacie nagrody za znalezione przedmioty o dużej wartości materialnej. Ocenę ich zachowania pozostawiamy czytelnikom.
W reakcji na nasze oświadczenie na temat braku pociągu, nikt nie podjął z nami merytorycznej dyskusji!!! Wręcz odwrotnie, sugerowano, że jesteśmy obcą agenturą uniemożliwiającą dokonanie wielkiego odkrycia na skalę ogólnoświatową. Nasze wątpliwości co do wiarygodności urządzenia KS 700 (zwanego w mediach georadarem), które wyraziliśmy na naszej stronie internetowej (link), spotkały się ze zdecydowaną reakcją Macieja Mazura, współpracownika biznesmenów ze spółki XYZ, groził on, że producent tego urządzenia pozwie do sądu wszystkich, którzy będą kwestionować wiarygodność KS 700 (do dziś nie otrzymaliśmy pozwu i chyba już nie otrzymamy).
Biznesmeni ze spółki XYZ wielokrotnie deklarowali, że posiadają niezbite dowody na istnienie pociągu pancernego w okolicy 65km trasy Wrocław-Wałbrzych. Do tej pory nie ujawnili jednak tożsamości umierającego Niemca, który wyjawił szczegóły ukrycia pociągu. Otwartym, pozostaje pytanie, dlaczego? Jako jedyny dowód istnienia pociągu ujawniono, jak to bezmyślnie nazwały media, „zdjęcie z georadaru”. Tą spreparowaną grafiką zafascynował się, były już, Generalny Konserwator Zabytków Piotr Żuchowski, który oświadczył mediom z całego świata na konferencji prasowej: „W ukrytym pociągu – co do którego istnienia jestem przekonany” … oraz „widziałem też dobrej jakości zdjęcie georadarowe pokazujące jak ten pociąg wygląda w zdjęciu georadarowym”. Wypowiedź ta doszczętnie nas poraziła! Nie trzeba być ekspertem w każdej dziedzinie ale wystarczyło zapytać kogoś, kto profesjonalnie zajmuje się takimi badaniami. Wypowiedź Generalnego Konserwatora Zabytków zapoczątkowała powszechną falę euforii, która uderzyła w Dolnośląskie Towarzystwo Historyczne, ponieważ konsekwentnie twierdziliśmy, że pociąg nie istnieje. Atakowano nas z różnych stron ale nikt nie podjął z nami żadnej merytorycznej dyskusji. Obserwując wywiady jakie przeprowadzano z biznesmenami ze spółki XYZ, widać było, że mediom nie zależy na wyjaśnieniu czegokolwiek. Liczył się, i liczy nadal, jedynie zarobek z reklam oraz ciągłe nakręcanie spirali tajemnicy. Z drugiej strony, biznesmenom ze spółki XYZ także nie zależało na merytorycznej dyskusji. Liczył się (niemały!) zysk z honorariów za wywiady do mediów. Nasze nieformalne informacje, potwierdza oficjalnie Joanna Lamparska (artykuł z gazety wyborczej z dnia 10 sierpnia 2016): „Podczas zbierania materiałów do książki o „złotym pociągu” usłyszałam od ich prawnika stawki, które były poza zasięgiem finansowym moim i wydawcy.” Media liczyły wpływy z reklam a biznesmeni ze spółki XYZ honoraria za udzielane wywiady. Reasumując, aż do dnia, kiedy naukowcy z AGH, na czele z prof. Januszem Madejem, podsumowując swoje badania stwierdzili brak pociągu, współpraca na linii media – spółka XYZ układała się znakomicie. Obie strony pozyskiwały środki finansowe bazując na informacji o złotym pociągu, który nie istniał. Po słynnej konferencji AGH vs. Spółka XYZ sytuacja diametralnie się zmieniła. Dotychczasowi sponsorzy wycofali się a biznesmeni ze spółki XYZ, nie chcą tracić twarzy, postanowili, że udowodnią swoją rację. Rozpoczęto od …sprzedaży gadżetów reklamowych na poczet przyszłych prac wydobywczych (link). Nie udało się przekonać aparatu państwowego do sfinansowania prac wydobywczych, ruszyła więc akcja pozyskiwania funduszy od osób prywatnych. Zrobiono to, mimo wcześniejszych deklaracji o samodzielnym pokryciu wszystkich kosztów wydobycia pociągu. Osoby, które zakupiły „złote” zapalniczki lub inne niezbędniki z logo spółki XYZ z pewnością nie będą się z tym dziś obnosić. Po kilku miesiącach przygotowań w mediach pojawiają się zdjęcia biznesmenów ze spółki XYZ, pozujących na tle samochodów terenowych z logo XYZ. Osoby, które zakupiły gadżety reklamowe mogły się poczuć nieswojo… Czas jednak rozpocząć odkopywanie złotego pociągu! Tym razem media są trochę zawiedzione, spółka XYZ postanawia sprzedawać materiały ze swoich prac na 65km! Za wywiady już nikt nie płaci, czas zarobić na filmowaniu prac. Niektóre media szybko się wycofują, są jednak takie, które dalej podgrzewają atmosferę. Prym wiedzie Gazeta Wyborcza, w kolejnych artykułach można przeczytać o napotykanych trudnościach (światłowody, iły, opady deszczu itp.)…ale nie ma się co martwić, pociąg jest już tuż tuż! Tajemnicą poliszynela jest fakt, że wycofanie się z planowanych odwiertów za pomocą wiertnicy, co ostatecznie pokazałoby brak pociągu, nie było spowodowane złymi warunkami pogodowymi (link). Wszyscy znamy przypowiastkę jak gonić króliczka, aby go nie złapać. Jak długo ta zabawa będzie jeszcze trwać ? Przypuszczamy, że wkrótce nastąpi „zwrot akcji” i pojawi się nowa fala artykułów, tym razem krytykujących biznesmenów ze spółki XYZ. Media, oczywiście bez żadnej samokrytyki, będą przedstawiać dogłębne analizy oraz wyjaśniać zagadkę „odkrycia” nieistniejącego pociągu.
Poniżej lista podstawowych argumentów, które potwierdzają, że na 65km trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych nie było i nie ma żadnego pociągu, ani złotego, ani pancernego, ani nawet drewnianego!
-
Absolutny brak jakichkolwiek dokumentów potwierdzających istnienie pociągu, czy też miejsca ukrycia. Koronny dowód – grafika uzyskana za pomocą urządzenia KS 700 zostanie skomentowana w punkcie 8.
-
Do dnia dzisiejszego nie upubliczniono zapisów tajemniczego przekazu „umierającego Niemca”. Na podstawie danych osobowych można łatwo sprawdzić czym ta osoba się zajmowała w czasie wojny i czy mogła mieć dostęp do tak ważnych informacji jak ukrycie ogromnego składu kolejowego.
-
Zatoka, którą biznesmeni ze spółki XYZ nazywają „wlotem do tunelu” lub „ogryzkiem” jest doskonale widoczna na mapach z początku XX wieku.
-
Na kilku zdjęciach lotniczych rejonu 65km z okresu wojny nie ma śladu po żadnych pracach budowlanych.
-
Gigantyczną pracę związaną z ukryciem pociągu musiał ktoś wykonać. Biznesmeni ze spółki XYZ podawali sprzeczne informacje, raz, że pociąg stoi w tunelu a później, że został zasypany. Niemniej jednak, nie ma żadnej relacji więźnia, która mówi o pracach przy 65km. Oczywistym jest, że każda metoda ukrywania pociągu, to duży nakład pracy. Prace budowlane podczas projektów w III Rzeszy wykonywały głównie firmy budowlane. Więźniowie byli wykorzystywani do najbardziej prostych lub niebezpiecznych prac. Gdyby prowadzono jakiekolwiek prace na terenie 65km to w archiwach zachowałyby się faktury, rachunki, listy płac, listy przydziałów żywnościowych itp. W najnowszym numerze miesięcznika Odkrywca ukazał się artykuł Pana Romana Owidzkiego na temat budowy sztolni w Walimiu, gdzie Autor dosłownie wyśledził plany budowy tego przedsięwzięcia, właśnie na podstawie tego typu informacji archiwalnej. Przypomnijmy, że Niemcy w tamtym czasie były mocno zbiurokratyzowanym państwem.
-
Tory kolejowe bocznicy, równoległe do tych z trasy Wrocław – Wałbrzych, położone zostały po wojnie, jako dojazd do zbudowanej w czasach PRL fabryki porcelany. Jeśli obok istniałby tunel, to z pewnością jego ślady zostałyby zauważone.
-
Naukowcy z AGH nie byli na terenie 65km po raz pierwszy w roku 2015. Rejon ten został gruntownie przebadany ponad 40 lat wcześniej, generalnie tymi samymi metodami, jedyna różnica polega na tym, że Pan profesor Janusz Madej wtedy legitymował się tytułem magistra.
-
Koronnym dowodem na istnienie pociągu jest słynne już tzw. „zdjęcie georadarowe” wykonane urządzeniem KS 700. Ostrzegaliśmy wielokrotnie, że posługiwanie się w badaniach gruntu tym urządzeniem może skończyć się tragicznie. Gdzie jest zatem pociąg, który widział cały świat? Gdzie te platformy z działami i czołgami? Wyjaśnia to dokładnie wpis na naszej stronie z dnia 17 września 2015. Za tą właśnie publikację, na temat charakterystyki i sposobu działania urządzenia KS 700, spotkała nas fala krytyki.
Są jeszcze inne fakty, które jednoznacznie wskazują na brak ukrytego pociągu w rejonie 65km ale nie chcąc, żeby nasz wpis został odebrany jako atak ad personam, pozostawimy je w naszym wewnętrznym archiwum DTH. Historia „złotego pociągu” to przede wszystkim historia ludzi związanych z tą legendą. Biznesmeni ze spółki XYZ pokazali swoje najgorsze cechy, chciwość, pęd do sławy oraz przede wszystkim nielojalność wobec kolegów. Media, żądne zysku z reklam, cały czas pompowały balon „złotego pociągu” podając co chwilę kolejne sensacyjne informacje. Nie zadawano nawet najprostszych pytań, które pomogłyby realnie ocenić sytuację. Taktyka zastosowana przez biznesmenów ze spółki XYZ szybko znalazła naśladowców. Krzysztof Szpakowski za pomocą urządzenia KS 700 „odkrył” podziemne miasto w Górach Sowich o powierzchni kilkuset hektarów (link). Opowieść o odkryciu „wielopoziomowego kompleksu podziemnych korytarzy” udokumentował nawet znany dziennikarz Tomasz Sekielski z TVP w swoich programie „Po prostu” (link). Wykonane później odwierty pokazały, że we wskazanych miejscach nic nie ma, ale szybko wytłumaczono to, w sposób absurdalny, „złą kalibracją wiertnicy” (link). Ponad miesiąc temu, korzystając z pomocy mediów, wypromowano „niezbadane sztolnie” w Jugowicach Górnych. Jak zakończyła się ta historia, można poczytać na naszej stronie (link).
W oświadczeniu, wydanym rok temu, kiedy wybuchła gorączka „złotego pociągu”, ostrzegaliśmy, że konsekwencją medialnej wrzawy o nieistniejącym pociągu, będzie znaczące obniżenie poziomu wiarygodności środowiska eksploratorów. Przez ostatni rok na Dolnym Śląsku zgłoszono co najmniej kilkadziesiąt różnych miejsc, gdzie ukrywano mityczne już „ciężarówki ze skarbami”. Przykładem mogą być hurtowe zgłoszenia dokonywane publicznie przez Christel Focken, Krzysztofa Szpakowskiego, Macieja Mazura oraz oczywiście biznesmenów ze spółki XYZ. Sytuacja staje się wręcz groteskowa, bo wystarczy napisać oświadczenie, że „umierający Niemiec” zdradził nam tajemnicę ukrywania skarbów oraz podać numer działki geodezyjnej. W przypadku natrafienia w tym miejscu, przez kogokolwiek, na wartościowe dobra, dziś lub za 10 lat, przysługuje nam gratyfikacja pieniężna. Wszystkie te działania obniżają wiarygodność środowiska eksploratorów i nie dziwi nas wcale, że lokalne władze nie chcą współpracować z eksploratorami (mamy już takie sygnały od innych stowarzyszeń). Sami też odczuliśmy to na własnej skórze, nie mogąc prowadzić badań na terenie pocysterskiego klasztoru w Lubiążu. Posiadamy bardzo cenne, unikalne, materiały archiwalne ale nie możemy ich skonfrontować z rzeczywistością, gdyż zarząd Fundacji nie życzy sobie „złotego pociągu” w Lubiążu.